Prof. Jan Leja (27.05.1918-4.11.2009)
W dniu 4 listopada 2009r. w Victorii British Columbia, Vancouver (Kanada) zmarł nasz rodak prof. Jan Leja. Bezpośrednią przyczyną śmierci była zapaść serca. Pogrzeb odbył się 12 listopada w Victorii.
Jan Leja urodził się w Grodzisku Górnym (Zaborcze) 27 maja 1918 roku, syn Józefa i Anieli. Wychował się w wielodzietnej rodzinie. Jego stryj prof. Franciszek Leja widząc, że brat Józef nie poradzi sobie z wykształceniem sześciorga dzieci, zaproponował adopcję dziewięcioletniego Janka. Dalsze wychowanie otrzymywał od swego stryja.
Gdy wybuchła druga wojna światowa był studentem 3-go roku Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie. W tym czasie, tj. 6 listopada, został aresztowany przez gestapo wraz z 183 profesorami jego przybrany ojciec prof. Franciszek Leja i wywieziony do obozu Sachsenhausen na północ od Berlina. Janek próbując ratować swego brata Stanisława przed zesłaniem na sybir, usiłował dotrzeć do Lwowa. Był to czerwiec 1940r. Przekraczając granicę na Sanie w okolicy Sieniawy z dwoma kolegami został złapany przez sowiecki patrol. Z bratem spotkał się po 6 miesiącach na zesłaniu. Wykończeni ciężką pracą, zarośnięci, w łachmanach poznali się dopiero po dłuższej rozmowie ponieważ Stanisław - prof. Uniwersytetu imienia Jana Kazimierza we Lwowie, jak i Janek –ówczesny student nie przyzwyczajeni byli do tak ciężkiej pracy w tak trudnych warunkach. Po zwolnieniu z obozów pracy na Syberii, Jan służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Bliskim Wschodzie i w Anglii. Tam spotkał swoją ukochana żonę, Mary, z domu Dowling.
Dalsze studia kontynuował w Królewskiej Szkole Górnictwa w Londynie, zarabiając na nie pracą fizyczną w młynie.
Po otrzymaniu dyplomu i tytułu inżyniera, pracował w Południowo - Zachodniej Afryce (dzisiaj Namibii) przez trzy lata.
Potem wrócił do Anglii i pracował w Laboratorium Oppenheimera na Uniwersytecie w Cambridge, gdzie otrzymał doktorat w 1954 roku. Jan i Mary z czwórką dzieci, wyemigrowali do Edmonton (Kanada) w 1957 roku, gdzie uczył na Uniwersytecie Alberta i w 1963r został profesorem. Następnie korzystał ze stypendium naukowego w Nowym Jorku, Berkeley. Osiadł na stałe przenosząc się do Vancouver, gdzie wykładał na Uniwersytecie British Columbia (UBC) Kanada, nad Pacyfikiem.
Był autorem ponad 40 prac z zakresu chemii powierzchniowej i jej zastosowań do przeróbki minerałów.
W okresie obchodów 100-lecia Kanady otrzymał zaszczytne ordery tego kraju. W 1979 otrzymał honorowy tytuł Doktorat Honoris Causa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
W 1983 przeszedł na emeryturę.
Z wielką przyjemnością pracował urządzając swój kolejny dom w głębi lasów w Mission, British Columbia, aż do 1996 roku, kiedy ucierpiał z powodu wylewu krwi do mózgu.
Jego życie zostało opisane w książce pt: ”JANEK: A Story of Survival”, której autorem jest Alick Dowling. Smutne, że pokolenie naszych bliskich się wykrusza. Polskę odwiedził trzykrotnie.
W 1973r po 33 latach od rozpoczęcia wojennej tułaczki wrócił na zjazd naukowców do swej ojczyzny wraz ze swoim bratem Stanisławem.
Kolejny przyjazd to rok 1975. Wtedy odwiedza Polskę z żoną i dwójką dzieci, następny w 1979r. odbierając tytuł Doktora Honoris Causa.
Dwa lata temu odwiedziły jego rodzinne strony dwie Jego wnuczki. Pewnie po wojnie i wojennej tułaczce tęsknota do rodziny i kraju była wielka. Znając historię powracających do kraju uznał, że nie należy narażać siebie i rodziny. Chociaż z czasem zapominał o katorgach w obozie pracy i na zaproszenie naukowców z Moskwy pod koniec lat 60-tych chciał przylecieć do Związku Radzieckiego, a później odwiedzić rodzinę. Tylko prośby mojej babci, a jego matki w trosce o Jego bezpieczeństwo powstrzymały jego zamiary.
Przez wszystkie lata utrzymywał kontakt listowny z rodziną. Gdy uważał, że ma coś pilnego do przekazania sięgał po telefon. Wielokrotnie dziękował mi za przesyłaną prasę miejscową. Jego zainteresowania Polską, Grodziskiem i rodziną były zawsze.
Interesował się całokształtem prac i uroczystości związanych z nadaniem imienia swego przybranego ojca Gimnazjum i Szkoły Podstawowej w Grodzisku Górnym. Był wdzięczny, kiedy przed 2 miesiącami dowiedział się, że nazwisko patrona szkoły pisze się znów po staropolsku.
Odszedł wspaniały człowiek ale na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Józek Leja, bratanek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz